Artykuł promocyjny Opublikowany przez: ULA 2012-06-06 10:30:56
Wśród gór i lasów
Lato zbliżało się milowymi krokami. W góry ciągnęło nas od zawsze, więc wybór miejsca urlopu był oczywisty. I pewnie nie byłoby w tym nic skomplikowanego, gdyby nie nasz dodatkowy „bagaż” - roczna Kasia. Dopiero przywykliśmy do nowej sytuacji, do nowej roli jako rodzice, trochę więc obawialiśmy się wyjazdu z naszym maleństwem.
Buszowanie po internecie w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca nie było łatwe. Wprawdzie bazy noclegowej nie brakowało, ale znaleźć miejsce idealne do wypoczynku z maluchem wymagało trochę pracy. Wybór padł na położone w sercu Beskidu Sądeckiego gospodarstwo agroturystyczne BoboGaj w Krynicy-Słotwinach.
Dom przystosowany do potrzeb najmłodszych
Pozytywne zaskoczenie było już na dzień dobry. Nie do końca ufając ofercie z internetu (bywało, że już się „nacięliśmy”), przywieźliśmy „parę” rzeczy dla Kasi ze sobą. Tymczasem na miejscu czekało na nas łóżeczko, wygodny fotelik do stołu oraz całe mnóstwo sprzętów codziennego użytku – i wszystko do naszej dyspozycji! Nie mówiąc już o drewnianych zabawkach, którymi chętnie bawiliśmy się sami... Ożyły wspomnienia z dzieciństwa, drewniane koniki, wiatraczki... I jak niegdyś dziadek robił je specjalnie dla nas, tak i te zabawki były wykonane na specjalne zamówienie, ze szczególną uwagą na najmłodszych – niezwykłe zabawki z sercem...
Po dniu wypoczynku postanowiliśmy ruszyć w góry. Położenie BoboGaju sprzyja temu idealnie – wystarczy wyjść na łąkę przed domem by znaleźć się w pobliżu szlaku na Jaworzynkę. Stamtąd na słynną Jaworzynę Krynicką już blisko. Nie mieliśmy własnego nosidełka dla Kasi, ale mogliśmy je wypożyczyć na miejscu. Co tu ukrywać – niesamowicie ułatwiło nam to organizację całego wypoczynku! I nie musieliśmy się ograniczać do spacerów parkowymi alejkami, tylko mogliśmy pójść w „wysokie” góry!
Dla odmiany Gospodarz proponował wypożyczenie rowerów, oczywiście także z fotelikiem dla Kasi, ale poprzestaliśmy na wycieczkach pieszych. Beskid Sądecki znaliśmy z naszych pierwszych wyjazdów w góry – nie pamiętaliśmy wszystkiego, wiele też się pozmieniało od naszego ostatniego tu pobytu. Nieocenioną okazała się pomoc Gospodarza – zarazem przewodnika beskidzkiego i... tatę 2-letniej Justynki. To właśnie on cierpliwie wieczorami doradzał nam, gdzie najlepiej wybrać się z Kasią.
Atrakcji nie brakowało także i przy domu – na maluchy czekały piaskownice, huśtawki i prawdziwa ścianka wspinaczkowa, jednak na te atrakcje nasza Kasia musi troszkę poczekać.
Życie zgodnie z rytmem natury
Aktywny wypoczynek na łonie przyrody doskonale wpływał nie tylko na nasz apetyt. Każda mama wie, jak ważne jest zdrowe żywienie dziecka. Na „wszelki wypadek” wzięłam zapasy żywności dla Kasi, co jednak okazało się zupełnie zbędne. Nic bowiem nie zastąpi posiłków serwowanych w BoboGaju!
W myśl zwyczajów pradziadów je się tam to, co samemu się wyprodukuje. Zdrowa, ekologiczna kuchnia jest tu stawiana na pierwszym miejscu. I nie jest to ani pusty slogan, ani ekologia na pokaz. Posiłki przygotowuje się własnoręcznie, z tego, co nazbiera się w ogrodzie. Ogród – tuż za domem. Kto chce, do ogrodu może pójść sam, by zebrać pietruszkę do obiadu lub maliny na pyszny sok. Na śniadanie można samodzielnie wyrywać z grządek sałatę, rzodkiewki i wiele, wiele innych warzyw.
Przydomowy sad to nie tylko miejsce zbiorów owoców (ach, te sądeckie jabłonie!), ale także urocze miejsce na popołudnie... Nie raz i nie dwa nasza Kasia w ciepłe popołudnia zasypiała po prostu na kocu, w cieniu drzew. Bywało, że i jej mama, leżąc w hamaku w tak romantycznej scenerii się rozmarzyła...
Z tego stanu sielskości nieraz wyrwała mnie mucha lub brzęczenie pszczoły. Nic dziwnego, tuż obok jest bowiem pasieka. A skoro pasieka, to i własny miód. I to nie tylko do skosztowania przy posiłku, ale także z możliwością zakupu na wyjazd, by ten słodki smak złotego górskiego lata trwał jak najdłużej.
Pasieka ucieszyła nie tylko mnie. Wprawdzie nasza Kasia była za mała, by wziąć udział w pokazowym zbieraniu miodu, ale podglądałam inne dzieci, które z zachwytem obserwowały, jak tak małe pszczoły są w stanie wyprodukować cały słoik miodu.
Zresztą, do prowadzenia pierwszych biologicznych obserwacji, dzieci mają tu znacznie większe pole do popisu. Bo na podwórku spotkać można kury (i spróbować szczęścia w odnalezieniu zniesionych przez nie jaj), można zobaczyć prawdziwą krowę, nie mówiąc już o jej samodzielnym wydojeniu (oczywiście dla chętnych i pod czujnym okiem Gospodarza). Podobno już niejeden „mieszczuch” jak my poległ tu w boju strachu z chęcią napicia się pysznego, świeżo udojonego mleka! Są również króliki, które chętnie poddają się karmieniu nawet przez roczne dzieci.
BoboGaj nie tylko dla maluchów
W Bobo Gaju zaskakuje wiele rzeczy (rzecz jasna, pozytywnie). Otóż gdy z ulgą i zachwytem patrzyłam na moją Kasię i na wszelkie dla niej udogodnienia na miejscu, pomyślałam, że lepiej nie mogliśmy trafić. Tymczasem to nie był koniec atrakcji. Fascynacja Gospodarza łemkowskim światem, na terenie którego położony jest BoboGaj, potrafi udzielić się BoboGajowym przybyszom. Gospodarz fachowo objaśnia niuanse tej bliskiej, a często nieznanej kultury, nie tylko poprzez teoretyczne opowieści, ale także przez prezentację oryginalnych, połemkowskich sprzętów roliniczych. Tak więc nie tylko maluchy czegoś mogą się tutaj nauczyć, ale ich rodzice również!
Pewnego dnia Gospodarz zaproponował udział w warsztatach dla rodziców. I przyznaję, choć oferta była kusząca, nie skorzystałam, zostawiając sobie coś na raz następny. Najchętniej oddawałam się „warsztatowi” czerpania radości z każdej chwili tam, w BoboGaju, w Beskidzie Sądeckim, gdzie było tak uroczo spokojnie i cicho, tak, jak bywało we wspomnieniach babci ze wsi. Z radosnym zdumieniem co dnia tylko uświadamiałam sobie, jak to dobrze, że są na świecie jeszcze takie miejsca...
BoboGaj – Bobo Raj!
I pewnie wszystko to nie zapisałoby się tak miło w mej pamięci, gdyby nie Gospodarze – prawdziwa dusza tego domu. Ich serdeczna otwartość, jakże daleka od uciążliwej nachalności, szybko pozwalała się poczuć jak u siebie lub jak na wypoczynku u rodziny na wsi. Kasia szybko zyskała sobie sympatię Gospodarzy. Nikomu też nie przeszkadzał płacz Kasi, co z pewnością irytowałoby gości w zwykłym hotelu. Mogłam liczyć na pełne zrozumienie i... na (bez)cenne wieczorne rozmowy przy herbacie, podczas których miałam możliwość wymienić się doświadczeniami, szczególnie ważnych dla mnie, mamy „początkującej”.
Dziś pamiątką po tamtych wakacjach jest rodzinne zdjęcie: mąż i ja z Kasią na kolanach na stercie pachnącego siana. Zza pleców męża wystaje bukiet rumianków, które chwilkę po zrobieniu zdjęcia wręczył mi wraz z zaproszeniem powrotu do tego Bobo Raju na wakacje za rok... Bo to, że wrócimy właśnie tam, jest pewne.
178.37.*.* 2013.01.04 15:06
missm- tam właśnie dostaniesz mleko od krowy, warzywa z ogródka i wiele innych produktów
81.219.*.* 2012.12.12 19:34
Missm , skoro szukasz takiego miejsca to BoboGaj jest tym czego szukasz- odwiedź to ekogospodarstwo
missm 2012.08.22 22:09
Ciekawe miejsce , ja szukam jakiejś agroturystyki takiej ,żeby było mleko od krowy ,ser biały ,wędliny i inne pyszności :)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.